W zimowe wczesne poranki wchodzimy do firm, w których jeszcze panuje zmrok. Powoli budzą się do życia, najpierw puste i ciche, potem wypełnione gwarem rozmów koleżanek i kolegów, zapachem kawy. Co rano tak samo gotowe na nasze przyjście. Przygotowane przez niemal niewidoczne zespoły – pań i panów sprzątających, szykujących je na nasze przyjście. Wśród nich – bohaterka naszego dzisiejszego wywiadu, Pani Ania Kurek – osoba bardzo nam bliska w Mszczonowie.
Pracuje Pani z nami od 4 lutego 2005 roku, rok wcześniej rozpoczął w firmie mąż, wkrótce potem czterech synów i bratanek męża.
Znam wszystkich z produkcji – tam zaczynałam moją pracę, przez pierwsze dwa lata, a potem przeszłam do biur. W kuchni szykuję ekspres do kawy, czyszczę sokowirówkę. Lubię panującą tu atmosferę, bo jest po prostu przyjazna – pani Prezes, Pan Prezes, Pani Paulina, Pan Marcin… Pamiętam jeszcze czas, kiedy w Mszczonowie pracowali Panowie Prezesi: Borek i Carion. Jeszcze teraz, jak przyjeżdżają, serdecznie się ze mną witają, podają rękę, pamiętają mnie.
Doszły nas słuchy o wyprawionych dla Pani niedawno niespodziewanych urodzinach.
Byłam zupełnie zaskoczona! Pracownicy powiedzieli, że potrzebują tego dnia mojej pomocy, żebym została dłużej. Weszłam do Działu Realizacji, a tam już czekały na mnie kwiaty, wszyscy mnie wycałowali, potem to samo w Dziale Księgowości, Sprzedaży, w sekretariacie, też dostałam bukiety! Ja miałam ze sobą ciastka. A jak ktoś inny obchodzi urodziny, to także jestem zapraszana – no nie da się tak schudnąć, proszę pani!
Dla Pani to w pewnym sensie firma rodzinna?
Tak, ja zaczynam pracę, zanim przyjdą ludzie, mój mąż jest liderem na zmianie nocnej – przyzwyczailiśmy się do tych zmian. Ściągnęłam tu wszystkich czterech synów – wszyscy pracują jako betoniarze – zbrojarze i obsługują także suwnice, oprócz jednego. Jeden z nich już się ożenił, przeprowadził do Żyrardowa. My mieszkamy w Mszczonowie, 5 minut drogi od pracy. Szef Produkcji, Pan Kamil, śmieje się, że „gdzie nie rzucić kamieniem – zawsze trafi na Kurka”. Ja też sobie żartuję, gdy ktoś czasem jest smutny, staram się podnieść na duchu.
Czyli pochodzicie Państwo stąd?
Mój mąż jest rodowitym mszczonowiakiem, poznaliśmy się w szkole, w 1991 roku wzięliśmy ślub. Urodzili nam się synowie – mądre chłopaki, chcą się uczyć, rozwijać. Tutaj to mogą. Ja lubię moją pracę, mam już swój wiek – i tutaj chciałabym zostać.
O Pani Ani mówi się, że sumiennie wykonuje każdą minutę swojej pracy i każdy zauważa jej nieobecność, gdy jest na urlopie. Dla nas porządkuje wszystko, podejmuje nawet niezaplanowane wcześniej prace.
Jesteśmy jej za to wdzięczni!